Powrót barda
2023-04-12
W młodości nie wiązał swojej przyszłości z publicznymi występami. Jednak życie zweryfikowało jego nastawienie do świata dźwięków, bowiem dziś mój rozmówca gra na gitarze, komponuje muzykę, pisze teksty i śpiewa. Paweł Łowicki balladzista, bard Częstochowy.
Red.: - Jesteś absolwentem częstochowskiego Liceum Plastycznego. Jednak nie poszedłeś w stronę malarstwa, lecz muzyki.
Paweł Łowicki: - Po ukończeniu liceum poszedłem na wychowanie plastyczne na naszej WSP (Wyższa Szkoła Pedagogiczna, obecnie Uniwersytet im. Jana Długosza – wtrącenie autor). Jednak po roku studiów uznałem, że praca nauczyciela nie jest moim powołaniem i pożegnałem się z uczelnią. Wielu moich krewnych muzykowało i muzykuje nadal. Dziadek, tato, bracia taty. Mój tato, Zbigniew Łowicki, mając teraz osiemdziesiąt lat, nadal przygrywa do tańca. Ta przyjaźń z muzyką jest od niepamiętnych czasów, głównie dzięki mojemu tacie, który przychodząc z pracy, zaczynał grać, aby przygotować się do następnych występów. Oczywiście miałem wówczas dość tego grania, tego grania (podkreśla). Jednak muzyka była obecna i ważna. Po szkolnych zajęciach włączałem radio i słuchałem „Trójki”.
Red.: - Muzyka, utwory, z jakimi występował twój tato, poniekąd cię męczyły. A co takiego się stało, że wziąłeś gitarę i zacząłeś grać, komponować?
P.Ł.: - Pojechałem w Bieszczady i tam przy ognisku poznałem ludzi grających na gitarach i dowiedziałem się, że gitara może inaczej brzmieć niż tylko jako przygrywanie do tańca. Usłyszałem utwory, które opowiadały często o czymś ważnym i tak sięgnąłem po gitarę. Tato nie uczył mnie grać, chociaż uczył innych. Uczyłem się sam.
Red.: - Komponujesz, piszesz teksty, śpiewasz i koncertujesz. Ten świat jest dla ciebie ważny, lecz to nie świat, który pozwala ci zarobić na życie.
W.Ł. – Mam uprawnienia biomasażysty, fizjoterapeuty. Zawsze się tym interesowałem. Duży wpływ na wybór mojej zawodowej drogi miał mój teść, świętej pamięci doktor Wojakowski, były ordynator urazówki w szpitalu przy Mickiewicza w Częstochowie. Prowadzę swój gabinet, gdzie pomagam potrzebującym w obszarze kręgosłupowo-mięśniowym.
Red.: - W swoim gabinecie pomagasz stanąć ludziom na nogi, pokonać ból. Teksty twoich ballad może nie uśmierzają bólu, lecz odkrywają inne prawdy życia. Ile miałeś lat, kiedy napisałeś pierwszy tekst?
P.Ł.: - W wieku dwunastu lat napisałem samodzielnie pierwszy tekst do muzyki z filmu „Rio Bravo”. Potrafiłem też zagrać ten utwór. A pierwszymi słuchaczami byli mama i tata. W późniejszych latach spotkania przy biwakach to czas z piosenką turystyczną. Jako piętnastolatek miałem za sobą pierwsze publiczne występy na festiwalach piosenki turystycznej. Rok, dwa później zaintersowałem się bardziej pisaniem tekstów poetyckich, ballad i z tymi utworami występowałem. Raz wygrałem, a dwa razy byłem w pierwszej trójce, śpiewając swoje piosenki w konkursie organizowanym wówczas przez Wojewódzki Dom Kultury przy ulicy Ogińskiego w Częstochowie. Wygrana konkursu pozwalała wystąpić na festiwalu „Śpiewajmy poezję” w Olsztynie na Mazurach i nagrać płytę przez „Pagart”. A że nie wypowiadam jednej literki, to płyta nie mogła być nagrana.
Red.: - To dla mnie dziwne. Bo dzięki temu, tej jednej literce, śpiewane przez ciebie utwory mają swój niepowtarzalny smak i czynią dreszcze.
P.Ł.: - Napisałem muzykę do tekstu „Nie opuszczaj mnie” Jacquesa Brela w tlumaczeniu mojej przyjaciółki Jadzi Korzeniewskiej. Jadzia występowała z Wojciechem Pszoniakiem, mieszka od lat osiemdziesiątych we Francji. W czasie jednego ze spotkań w Polsce zaśpiewałem jej tę piosenkę. Jadzia uznała, że gdybym z nią wystąpił we Francji, miałbym bardzo dobre przyjęcie i zrobiłbym karierę. W Polsce ułożyło się jednak, jak się ułożyło.
Red.: - Twoja droga muzyczna toczy się z przerwami. Kiedy w czas pandemii zostaliśmy zamknięci w domach, w jednym ze swoich postów na Facebooku napisałeś, że sprzedajesz gitary i kończysz z twórczością. To wyznanie zapewne nie tylko u mnie wywołało szok. Jak to? Zostawisz nas, pozbawisz nowych utworów z twoją wrażliwością na życie?
P.Ł.: - To był czas, który postawił nas przed dużym znakiem zapytania. Co będzie dalej? Moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Żadna depresja. Było to dla mnie uwięzienie nas wszystkich na zasadach niezrozumiałych dla mnie nadal. Dlatego odpadłem w sposób absolutnie prawdziwy.
Red.: - Kiedy dowiedziałem się, że wracasz na scenę, przyszła mi taka myśl: a może ten post o zerwaniu z muzyką to taki chwyt marketingowy? Wzbudzić w słuchaczach smutek, bo coś się skończyło, aby po czasie wrócić do nich na fali?
P.Ł.: - Na pewno nie. Osoby, które były wtedy ze mną bardzo blisko, wiedziały, że zamykam ten etap z muzyką i nie chcę wracać. Ta moja przygoda z muzyką jest dla mnie suplementem do życia. Może gdybym miał wewnętrznie zapotrzebowanie na bycie kimś, na wielkie koncerty, być może postępowałbym inaczej. A to, że zaczyna się coś na nowo? Być może mówi, że ta moja muzyka nie jest taka głupia, że jednak jest potrzebna.
Red.: - Jest potrzebna. Dzielisz się z nami swoją wrażliwością. Każda osoba, która choć raz była na twoim koncercie, ma swoje ulubione teksty, które wywołują wspomnienia z prywatnego życia. Tylko nie umieliśmy ich zebrać w tekst i zaśpiewać.
P.Ł.: - Dziękuję. A to, że zaczyna się coś tworzyć nowego ze mną, to zasługa muzyków, z którymi wcześniej wystepowałem. Dominika Bąbelewska, Robert Gliński, Kamil Kosior, to oni zaczęli mnie mobilizować do działania. Stworzyli taki piękny projekt kameralno-akustyczny „Kontrapunkt”.
Red.: - Wasz występ już 15 kwietnia w OPK „Gaude Mater” w Częstochowie. Zapotrzebowanie na twoje utwory było tak duże, że musieliście dołożyć drugi koncert tego samego dnia. Nowe teksty, przypomnienie wcześniejszych?
P.Ł.: - Zainteresowanie naszym występem zaskoczyło nie tylko nas, lecz i sam Ośrodek „Gaude Mater”. Na koncert złożą się nowe teksty i wcześniejsze utwory.
Red.: - Dziękuję za rozmowę. I proszę o sygnał, gdzie będą wasze kolejne koncerty.
P.Ł. – Dziękuję. Jeśli tylko gdzieś nas zaproszą, dam znać.
Rozmawiał: Waldemar Jabłczyński
Zdjęcia: Pracownia Esme Fotografia (Kasia Wolna-Stypka)
PS. Dziękuję pubowi „Alchemik” za gościnność.